Krzych, ja nie mówię, że sytuacje przez Ciebie wymienione nie mają miejsca ale raczej nie pisałbym tak czarnego scenariusza. Warzywa, które spożywamy dzisiaj również są wyjałowione w stosunku do tego co można było zjeść ileś lat temu, tak samo warzywa i owoce przesiąkają syfem jaki mamy w powietrzu, wodzie i glebie. Gdyby chcieć naprawdę wyrzucić z życie te wszystkie śmieci, należałoby do tego podejść kompleksowo - wybawić cały świat od skażeń To utopia dlatego warto teraz chociaż szukać dobrych źródeł jedzenia bo większego zła i tak wyeliminować się nie da.
O dowód nietolerancji pytałem bo są osoby, które nie zrobią żadnych badań i twierdzą, że mają jakieś alergie i inne cuda. Akurat choroby związane z glutenem da się wykryć i nie ma się co nad tym rozwodzić. Doniesienia o tym, że istnieją też przeróżne (wykrywalne) nietolerancje glutenu nie dające żadnych specyficznych objawów, są tylko kolejnym powodem do tego, żeby zboża odstawić na bok. Tym bardziej, że jedzenie chleba i wypieków to raczej nawyk, a nie faktyczna potrzeba. Lepszym źródłem węglowodanów mogą być chociażby ziemniaki. Do tego kwas fitowy...
Roseberry, to trochę mylne wrażenie, po prostu każdy ma nieco inny pomysł na własny jadłospis i chyba nikt tutaj nie próbuje nawet forsować własnych rozwiązań (ma to raczej charakter sugestii, a nie rozkazu). Prawdą jest też to, że zdrowy człowiek potrafi zjeść wszystko (prawie) i w granicy rozsądku, a jego układ pokarmowy sobie z tym poradzi. Obniżona sprawność układu pokarmowego chorych na IBSy/IBDy i inne cuda powoduje, że co by do żołądka nie wsadzić to może być źle. To trochę jak rozzłoszczona kobieta - co by nie powiedzieć to i tak może być już tylko gorzej Z drugiej strony powstało kilka dość "uniwersalnych" zaleceń, które mogą, choć nie muszą okazać się przydatne. Chociażby wspomniany gluten - zbędna rzecz, która może źle działać. Nabiał też ma mocne podstawy do tego, żeby szkodzić większej części chorych.
Problem z IBD jest taki, że dopóki nie będzie określonej przyczyny (lub chociaż dokładnej jej natury) to wszystkie rozważania można uznać wyłącznie za teoretyzowanie. Być może właśnie takie zapominanie o chorobie i wracanie do starych nawyków żywieniowych powoduje częstsze zaostrzenia? Wątpię, że ktoś jest to w stanie rzetelnie zbadać skoro trzymanie diety jest sprawą dość ciężką i ciężko o jakieś sensowne wnioski wynikające z partyzanckich prób diet eliminacyjnych. Są też przecież i tacy co michę trzymają wzorowo, a i tak mają częste i ciężkie zaostrzenia. Wszystko jak krew w piach!