I mam wrażenie, że właśnie to przypieczętowało dzisiejsze dolegliwości. Co się ze mną dzieje? Ano mam duże wzdęcia, których nigdy nie miałam w takim stopniu, ciągłe odbijanie, gazy. To wszystko po posiłkach. Ale to nie jest jeszcze najgorsze. Najgorsze były wypróżnienia. Kompletnie nieprzewidywalne. Czułam ból brzucha, mdłości, gniecienie, i leciałam na kibelek, po czym w czasie wypróżnienia przeżywałam duuże bóle brzucha. Na tyle duże, że czasem dosłownie cała byłam zlana potem i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Do tego ogromne gazy, które wtedy ze mnie "schodziły". Trafiało się to czasami w niespodziewanych momentach (a jak dotąd te moje problemy z IBS były przewidywalne, więc było to dla mnie kłopotliwe). To były w dodatku bardziej zaparcia niż biegunki, przez co moje "posiadówki" wyglądały mniej więcej tak - bolesne wypróżnienie, spokój, za 10-15 minut kolejny raz i tak czasem przez 2 h. Brałam probiotyk i Taninal (za radą lekarza w necie - że to chemioterapeutyk, który leczy nadmiar flory w jelitach, radził brać go 5-6 dni i potem probiotyk) , ale Taninal zablokował mnie jeszcze bardziej i wypróżnienia były jeszcze bardziej bolesne, więc go po 3 dniach odstawiłam.
Po niedługim czasie zmienił się trochę typ wypróżnień, nie miałam już zaparć, tylko bardziej normalne stolce, ale objawy pozostały, a nawet jeszcze się nasiliły. Wzdęcia i gazy nadal były wielkie. A zaznaczam, że przeszłam w tym czasie na FODMAP.
Wypróżniałam się też dalej co parę dni (najczęściej dalej z tymi bólami), pomiędzy tymi dniami z jelitami był względny spokój, choć czasem miałam wzdęty . Nagle nawet po (dobrym) jedzeniu było słychać stukanie w jelitach, odbijało mi się od razu po, burczało mi w brzuchu tak, że ludzie się na studiach podśmiewali

Odstawiłam probiotyk, bo spostrzegłam, że to może być też po nim, na drugi dzień jak zażyłam 9 mld bakterii, miałam duże nasilenie objawów (nie było w nim inuliny czy czegoś podobnego). Przyszło mi do głowy, że może mam candidę? No dobrze, odstawiłam owoce, chleb z drożdżami i różne inne rzeczy. Moja dieta była naprawdę ścisła. I była poprawa, przez 5 dni, dawno nie miałam tak płaskiego brzucha i tak mało gazów.
I co? I nic. Zjadłam dziś rano na śniadanie jajka, potem zupę pomidorową i kaszę z mięsem, w międzyczasie jakieś kanapki z szynką, trochę zupy ze szparagów, i dostałam wodnistej biegunki... Te biegunki mam już jakoś od 1,5 tygodnia, kolejny raz zmiana konsystencji stolca, ale odkąd przeszłam na dietę na Candidę, jeszcze się tak nie wypróżniałam. Brzuch na początku bolał tak, że myślałam, że trzeba będzie jechać do szpitala, ale na szczęście ból przeszedł, ale została biegunka. Zażyłam dwie tabletki Taninalu (on w tym momencie nie "robi" mi już zaparć), przeciwbólowe, Ulgix i pojechałam do domu z trudnościami...
Jak widzicie, te objawy są zmienne, przecież od końca sierpnia tyle razy się to zmieniło, nasiliło, zmieniło formę...
Czy ktoś z Was miał podobnie? Jak żyć, co ja mam jeść? Oczywiście byłam u lekarza. Zwalił na jelito drażliwe, stres, znów przepisał Duspatalin, Debretin. Niestety mój internista nie jest zbyt dobry.
Potem już u nikogo nie byłam, ale chciałam prywatnie zrobić badanie kału na candidę. Myślicie, że to dobry trop?
Co mam zrobić, przejść na jeszcze bardziej ścisłą dietę do momentu, kiedy nie dorwę jakiegoś dobrego lekarza? To mi utrudnia studia i życie zawodowe...
Może ktoś z Krakowa zna kogoś godnego polecenia?
P.S Ciekawą rzeczą jest, że prawie nie mam w tym momencie takich standardowych, stresowych biegunek przed wyjściami, które miałam jeszcze do okresu przed wakacjami... schizy czasem są (te, że mi się zachce i nie będę miała gdzie wysiąść) , ale biegunek niemal nie ma. A przecież "powinny" być tym bardziej, jeśli teraz mam takie problemy (i to nawet mocniejsze z tego stresu, że będą też bóle etc... ktoś to rozumie?

Kiedyś myslałam tylko o tym, żeby je wyleczyć, chodziłam na terapię, w tym momencie myślę, że one to były forma soft...